Miłość i nienawiść to dwa oblicza tego samego...: Uchiha... Tak, chyba kojarzę gościa.

niedziela, 16 grudnia 2012

Uchiha... Tak, chyba kojarzę gościa.




Stałam sztywno z rękoma wyprostowanymi wzdłuż ciała i rozglądałam się dookoła.
Miałam na sobie tylko ten przeklęty strój do podróży, nieco zbyt cienki jak na taką pogodę,
ale ani trochę nie było mi zimno. 
Wszędzie był śnieg, cała okolica była biała nie tylko od zimnego puchu, ale też od mgły,
która rozciągała się w każdym kierunku niczym wielka, biała chmura, 
zbyt gęsta żeby cokolwiek dostrzec w oddali. 
Nie pamiętałam jak się tam znalazłam, chociaż uporczywie starałam się sobie to przypomnieć. 
Zrobiłam kilka niepewnych kroków na przód. Byłam aż nazbyt spokojna, było by to niepokojące, gdybym oczywiście czuła cokolwiek poza ogarniającym mnie zewsząd spokojem. 
Może to przez tą mgłę? Może była jak...
Na wprost mnie zamajaczyła czarna sylwetka mężczyzny. 
Skąd on się tam wziął? 
Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się nieco uważniej. Pochyliłam się delikatnie do przodu żeby lepiej widzieć.
I właśnie wtedy on otworzył oczy. 
Zamarłam niczym słup soli.
Wszystkie wspomnienia wróciły.
Odpowiedź na wcześniejsze pytania była tak wstrząsająca, że na początku nie ruszałam się z miejsca.
Znalazłam się w tym miejscu, bo uciekałam... Przed nim.
Nawet kiedy mężczyzna rozłożył ręce i ruszył powoli w moim kierunku ja stałam dalej w miejscu. 
Dopiero kiedy przyspieszył ocknęłam się z letargu i cicho krzyknęłam. 
Zaczęłam się cofać, zbyt gwałtownie...
Runęłam na śnieg. 
A przecież on był już tak blisko, zaledwie kilka metrów dalej. 
Otworzyłam usta żeby krzyknąć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
W tym czasie on skoczył.
Zasłoniłam się rękoma, a ostatnie co zobaczyłam, to te dwa przerażające ślepia i mnóstwo czarnych piór.
Wszystko zniknęło. 
           
     Obudziła się, tego była pewna, jednak wyrywając się z jednego koszmaru po prostu wpadła w drugi. Z tą różnicą, że obecny wcale zdawał się nie być snem, wręcz przeciwnie, to było życie...
          Dziewczyna oberwała w twarz. Ostatnimi dniami jednak nie było to nic nadzwyczajnego, wystarczyło jednak, żeby się ocknęła i otworzyła gwałtownie oczy.
          Zamrugała kilkukrotnie, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, ktoś skutecznie zamknął jej usta drugim ciosem prosto w lewy policzek, na tyle mocno, że jej głowę odrzuciło w bok. Bolało jak diabli, ale nie odezwała się ani słowem, trwając w takiej pozycji kilka sekund. Starała sobie przypomnieć co tym razem zrobiła, żeby zasłużyć sobie na taką pobudkę, ale w jej umyśle ziała wielka, czarna dziura.
           Dziewczyna poruszyła się niespokojnie najpierw sprawdzając do czego jest przywiązana (było to drewniane, stabilne krzesło), a potem badając stan swoich ust. Niemal od razu wyczuła metaliczny posmak i sól. Zmarszczyła brwi, a w tym samym czasie ktoś złapał jej brodę w dwa palce i zmusił żeby na niego spojrzała. Zrobiła to oczywiście, chociaż dosyć niechętnie.
          Ah tak, pomyślała zirytowana, więzienie w Kiri.
          - Dzień dobry księżniczko, jak się spało? - zapytał zbyt przesłodzonym głosem kapitan Yamoto, facet, który zatrzymał ją po bójce w jednym z miejscowych barów i osobiście wsadził do celi, kiedy żaden z jego ludzi nie mógł sobie poradzić z wierzgającą dziewczyną.
           Zastanowiła się chwilę, przyglądając mu się. Co takiego musiała zrobić, że siedzi teraz związana, a jakiś strażnik okłada ją po twarzy. To była tylko zwykła bójka w barze, a jej ofiarami byli zwykli, zlani kolesie. Chyba.
           Z własnego doświadczenia jednak wiedziała, że taką formę przesłuchania stosuje się w przypadku kryminalistów lub szpiegów. Czyżby więc odkryli jej prawdziwe nazwisko? Szczerze w to wątpiła, więc pozostawało tylko szpiegostwo... Skrzywiła się na samą myśl. Szpiedzy byli tu traktowani gorzej niż mordercy. Jej obecna sytuacja była, krótko mówiąc, do dupy.
           Shinobi nie może sobie już spokojnie zatrzymać się w jakieś wiosce podczas podróży, upić się i urządzić burdy w okolicznej spelunie żeby nie wzbudzić podejrzeń o szpiegostwo?
                Paranoja, kompletna paranoja, pomyślała z irytacją.
           Kapitan mocniej zacisnął palce na jej szczęce i odchrząknął najwyraźniej zniecierpliwiony jej milczeniem. Splunęła mu krwią w twarz żeby pokazać jak obchodzi ją jego zdanie.
           Mężczyzna zdążył zamknąć oczy w odruchu bezwarunkowym i odsunąć się nieco. Dziewczyna z uśmiechem patrzyła jak kapitan robi kilka kroków w tył, wyciąga chusteczkę i wyciera nią twarz. Kiedy na nią spojrzał znów oberwała porządny cios pięścią. Kaskada zlepionych krwią, błotem i wodą włosów zasłoniła jej twarz.
          Cholera jasna! Warknęła w myślach.
          Spojrzała na strażnika, który zajmował się wymierzaniem jej ciosów i posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, na co odpowiedział jej kpiącym uśmiechem. Twarz poważnie ją bolała, ale starała się to ignorować. W każdym razie musiała, bo miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty, niż użalanie się nad sobą.
           Rozejrzała się i poruszyła dłońmi zakutymi w dziwne, brązowe kajdanki blokujące przepływ chakry. Ze zdziwieniem odkryła przy tym, że jest cała przemoczona. Jakim cudem? Nie przypominała sobie, żeby ostatnio kąpała się w jakimś rowie.
           Jej spojrzenie przykuło metalowe wiadro stojące obok biurka. Było puste. Musieli więc obudzić ją właśnie tym sposobem. Dziewczyna prychnęła i spojrzała na kapitana Yamoto unosząc brwi do góry. Mężczyzna w odpowiedzi wzruszył ramionami, usiadł za biurkiem stojącym dokładnie metr przed nią i zajął się przeglądaniem jakiś papierów.
          Zapadła chwilowa cisza, podczas której starała się zebrać myśli. Co miała im powiedzieć? Że była szpiegiem? Jasne, nie dość, że było to kłamstwo, to jeszcze zabiliby ją na miejscu, a ona póki co wolała nie umierać po raz drugi. W każdym razie nie w tym miejscu.
           Jednak opcja, że była nukeninem i uciekła z wioski też nie była dobrym pomysłem. Skrzywiła się na samą myśl o odesłaniu do Konohy zakutą w te przeklęte kajdanki! Zapewne zjedliby ją żywcem, a Hokage pochłonęła by pierwszą, symboliczną porcję.
           - A więc... Akane - kapitan Yamoto wymówił jej fałszywe imię z wyraźną odrazą. Dziewczyna zmrużyła oczy próbując dociec co było powodem tej niechęci. - Powiedz nam, co wydarzyło się wczoraj, w barze Gaijin - kontynuował wyciągając przy okazji papierosa z białej paczki. Po chwili namysłu wysunął ją w stronę związanej z niemym pytaniem. Odmówiła kiwnięciem głowy, więc mężczyzna schował fajki do kieszeni swojego granatowego płaszcza przewieszonego przez oparcie krzesła.
           Dziewczyna postanowiła grać na zwłokę. Potrzebowała chwili czasu, żeby zaplanować ucieczkę.
          - Graliśmy w karty o twoją żonę. Chłopaki przegrywali, więc się wkurzyli i przestali grać fair - mruknęła i jak gdyby nigdy nic wzruszyła ramionami. Niemal natychmiast, kiedy umilkła oberwała kolejny cios w głowę, który tym razem był na tyle mocny, że krzesło zachwiało się pod ciężarem jej opadającego w bok ciała. Strażnik przytrzymał je jednak dłonią za oparcie i ustawił z powrotem do pionu.
           Dziewczyna splunęła, tym razem na bok i usiadła prosto znów wlepiając wzrok w kapitana Yamoto, na którego twarzy malowała się satysfakcja. Mężczyzna był niski, barczysty, a siedząc na dużym, metalowym krześle zdawał się być jeszcze mniejszy. Odgarnął wolną ręką ciemne, przerzedzone już zapewne przez nerwy, włosy i spojrzał na nią swoimi małymi, piwnymi, świńskimi oczkami, w których tliła się, niezrozumiała dla dziewczyny w tym momencie, doza rozbawienia.
           Zmarszczyła brwi.
               Co on kombinuje?
          - Spróbujmy jeszcze raz, inaczej. - Yamoto zaciągnął się dymem i wstał. Dziewczyna śledziła go wzrokiem aż oparł się tyłkiem o swoje biurko, krzyżując nogi na wysokości kostek tuż przed jej stopami.
          - Mówi ci coś może nazwisko... Itachi Uchiha?
          Drgnęła i niemal zachłysnęła się powietrzem, co nie uszło uwadze kapitana, który uśmiechnął się przebiegle. Zaklęła w myślach na własną głupotę i niekontrolowane reakcje ciała. Musiała jakoś wyjść z tej sytuacji nie wzbudzając większych podejrzeń.
          - Tak, chyba kojarzę gościa. Kto by o nim nie słyszał - odparła krótko i zacisnęła zęby. Co miał Uchiha do jej przesłuchania? I dlaczego kapitan Yamoto pytał o niego właśnie ją? Czyżby podczas owej 'gry w karty' wymsknęło jej się co nieco? Nie, przecież nauczyła się trzymać język za zębami nawet po alkoholu, co było teoretycznie niemożliwe, a praktycznie osiągalne, jeżeli upijało się dosyć szybko i do nieprzytomności...
           - Widzę, że tak... - Zrzucił popiół z papierosa na podłogę zupełnie się tym nie przejmując. Dziewczyna za to uważnie obserwowała jego tor lotu żeby tylko nie gapić się bezmyślnie na kapitana, dopóki on sam nie powtórzył jej imienia (fałszywego) zwracając tym samym jej uwagę na swoją osobę. - Widziano go zaledwie ulicę od Gaijin, kiedy to urządziłaś tam burdę - oznajmił.
          Starała się nie okazywać emocji ani choćby najmniejszego zainteresowania tym faktem, ale prawda była tego, że setki pytań cisnęły jej się na usta i z ledwością powstrzymywała się żeby ich nie zadać. Cóż takiego! Uchiha Itachi i do tego tak niedaleko niej! Czyżby spiła się tak mocno, że nie wyczuła jego chakry? To było najbardziej prawdopodobne, bo nie było opcji, żeby po prostu go nie wyczuła. Zbyt dużo czasu z nim spędzała, żeby nie zwrócić uwagi, kiedy taka energia kłębi się niedaleko, a biorąc pod uwagę fakt, że jej własna chakra była bardzo wyczulona na punkcie tamtej, to niemożliwością było, żeby na trzeźwo dziewczyna nie wyczuła choćby jej śladu.
          - Wiesz może co on robił w tym miejscu? - zapytał Yamoto tym samym przerywając jej rozmyślania. Uważnie przyglądał się dziewczynie wyraźnie szukając jakichś znaków w mowie jej ciała, które wskazywałyby na to, że zna odpowiedź na to dziwne i poniekąd bezsensowne pytanie. Bo niby skąd miała wiedzieć co...
          Dziewczyna zastygła w bezruchu i zmrużyła oczy. Czyżby kapitan Yamoto uważał, że ona ma coś wspólnego z Uchihą? Ta myśl wywołała u niej kolejną falę zdenerwowania, a jednocześnie takiego rozbawienia, że nie zdołała do końca tego ukryć i na jej usta wpełzł dziwny grymas na podobieństwo uśmiechu. Ona? Ona miałaby mieć coś wspólnego z geniuszem klanu Uchiha? Kiedyś - może owszem - ale teraz na pewno nie. Nie widzieli się dobre kilka lat, a ich ostatniego spotkania nie zaliczała do specjalnie miłych i wartych wspominania w gronie przyjaciół, których i tak obecnie nie posiadała. Może poza jednym...
          Spojrzała na kapitana przez moment przygryzając wewnętrzną stronę dolnej wargi.
          Graj na czas, podpowiadał jej cichy głosik w jej głowie.
          - Tak, podrzucił na twoją żonkę - odpowiedziała sarkastycznie i z jak największą powagą na jaką było ją stać. Przez myśl przeleciało jej, że taka bezczelność i chamstwo na pewno kiedyś ją zgubią, ale zdusiła tą myśl jeszcze w zarodku. Po co teraz rozważać takie kwestie? Pewnie będzie żałować...
           A pożałowała swoich słów dosyć szybko, bo ponownie oberwała, może nie tak mocno jak za poprzednim razem, ale ten cios na pewno również pozostawi po sobie ślad na jej twarzy.
           Dziewczyna warknęła cicho w odpowiedzi i znów spojrzała na strażnika. Gdyby nie te głupie kajdanki - była tego pewna - to ten typ już leżałby pod przeciwległą ścianą bez tej swojej ręki.
           W odpowiedzi na jej spojrzenie pełne bezsensownego wyrzutu, zaśmiał się głośno, gardłowo, co jednak brzmiało bardziej jak dziwny skrzek, niż jak śmiech i drażnił jej uszy, więc skrzywiła się wyraźnie. Nie mogła jednak dłużej bić się z nim na spojrzenia, bo w tym momencie poczuła na przedramieniu potworny, piekący ból, który drażnił jej nerwy kolejnymi impulsami do tego stopnia, że z jej gardła wydobył się krzyk. Ból ustał szybko, niespodziewanie, więc i ona zamknęła się tak szybko, na ile była w stanie. Na moment wstrzymała oddech, a potem ze świstem wypuściła powietrze z płuc. Oddychała teraz ciężko, powoli, starając się uspokoić przyspieszone bicie serca.
          Co to miało być do cholery?
          Dziewczyna spojrzała w dół i zamrugała z niedowierzaniem. Skrzywiła się czując nieprzyjemny swąd palonej skóry. Kapitan Yamoto szczerzył się do niej bezczelnie oglądając swoje dzieło z zadowoleniem. Teraz w przedramieniu dziewczyny ziała dziwna, czarno czerwona dziura o średnicy około jednego cm, ślad po przypalaniu papierosem kapitana.
           Zacisnęła zęby i spojrzała na niego spod mokrych, posklejanych krwią i brudem strąków włosów.
          - Ty popaprańcu! - warknęła próbując wyrwać ręce z kajdanek, co skończyło się tylko obtarciami na nadgarstkach. Dziewczyna nagle poczuła się cholernie zmęczona i bezsilna. Opadła na krzesło zrezygnowana. Rozumiała wszystko, oblanie wodą, maltretowanie pięściami, ale coś takiego? Od kiedy to na przesłuchaniach pierwszej instancji używa się takich sposobów, jeżeli nie mają dowodów? Nie zrobiła nic, za co mieliby ją tak karać, a w każdym razie nic, o czym by wiedzieli...
          A, no tak, przecież to Kiri, a to właśnie tutaj rodzili się najwięksi popaprańcy.
          - Spokojnie królewno, szarpanie nic ci nie da, tak samo wulgaryzmy. Takie zachowanie chyba nie przysparza ci zbyt wielu przyjaciół, co? - zakpił wyrzucając kiepa gdzieś na bok. Dziewczyna nadal wpatrywała się w niego z wyraźną wrogością, której nawet nie starała się ukryć.
          Gdyby tylko mogła się jakoś wydostać i zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy!
          Oczywiście teoretycznie mogłaby zrobić to bez używania rąk, ale wtedy na pewno narobiłaby sobie kłopotów. Poza tym, coś mówiło jej, że na razie jest bezpieczna, przynajmniej do póki tu siedziała, nie licząc obrywania w twarz.
          - Ależ nie, ludzie mnie uwielbiają. Zapytaj swoją żonę - wycedziła przez zęby i natychmiast przymknęła oczy czekając na następny cios. Kiedy mijały kolejne sekundy i nic takie się nie działo, dziewczyna uchyliła niepewnie powieki. Czyżby strażnikowi znudziło się maltretowanie jej biednej twarzy?
          Jej uwagę przykuła uniesiona dłoń kapitana Yamoto. A więc co tak... Sługus nie robi nic bez pozwolenia swojego pana. To było do przewidzenia.
          - Akane, puszczę w niepamięć twoje odzywki. Cóż, najwyraźniej musieliśmy się pomylić, Uchiha nie mógłby współpracować z kimś tak żałosnym - mruknął, a dziewczyna zacisnęła zęby i starała się na niego nie rzucić, chociaż pokusa była bardzo silna.
           Oddychaj, powtarzała sobie w myślach biorąc głęboki wdech. Nie warto, dodała. Skinęła mężczyźnie głową na zgodę. Satysfakcję dawała jej mina kapitana, która mówiła dziewczynie jak bardzo jest rozczarowany jej reakcją.
          - Wypuścimy cię pod warunkiem, że natychmiast opuścisz Kiri - powiedział, a ją totalnie zatkało.
          Co takiego? Ten człowiek chyba sobie z niej żartował. Najpierw bezkarnie się na niej wyżywają, posądzają o szpiegostwo, a teraz chcą tak po prostu wypuścić?! Uważali, że jest taka głupia, czy po prostu chcieli ją porządnie wkurzyć? Jedno i drugie było wysoce prawdopodobne, jednak w jej umyśle tliła się też trzecia myśl, która mówiła, że to podstęp. Może kapitan Yamoto nie jest aż takim imbecylem na jakiego wygląda? Pewnie nie przestał uważać, że dziewczyna współpracuje z Uchihą i kiedy tylko pozwoli jej odejść wyśle też za nią wyspecjalizowany w śledzeniu oddział ANBU?
          W tym czasie strażnik zdjął jej z rąk kajdanki. Machinalnie potarła obolałe nadgarstki i obejrzała ślad po papierosie z bliska. Skrzywiła się. Zostanie porządna blizna. Jakby już ich jej nie brakowało. Pokręciła głową zirytowana, a potem spojrzała na kapitana Yamoto, który już siedział z powrotem po drugiej stronie biurka i znów zajął się przeglądaniem papierów.
          Dziewczyna była zaskoczona i wcale tego nie kryła. Odchrząknęła, a kapitan łaskawie podniósł na nią wzrok znad jakiegoś żółtego świstka.
          - Pan Kuken odprowadzi cię do wyjścia, tam odbierzesz swoje rzeczy - powiedział. Nie zamierzała się sprzeczać, nadal była zbyt oszłomiona. Chciała już po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść. Jedna myśl nie dawała jej spokoju, kiedy szła w stronę drzwi.
          - Bił mnie gościu o imieniu Kuken? - Uniosła brew w akcie niedowierzania. Kapitan Yamoto jak i strażnik przemilczeli to pytanie, a potem Kuken popchnął ją do wyjścia pewnym ruchem dłoni. Dziewczyna posłusznie ruszyła do przodu nie mogąc jednak pohamować warknięcia. Nienawidziła kiedy ktoś obcy jej dotykał, szczególnie ktoś, kto jeszcze pięć minut temu się nad nią znęcał.
           W duchu obiecała sobie, że jeżeli jeszcze raz jej dotknie, to połamie mu te palce. Szła jednak nadal, kapitan mógł się przecież jeszcze rozmyślić, a tego by nie chciała.
           Odebrała bez słowa swój plecak i wyszła z posterunku spoglądając przez ramię. Kuken stał oparty o drzwi, z rękoma na torsie i obserwował ją uważnie z, nadal kpiącym, uśmiechem. Dziewczyna skrzywiła się i nie mając innego wyboru  ruszyła biegiem w stronę wyjścia z wioski. Czuła jak chakra szybko rozchodzi się po jej ciele, a zmęczenie nagle stało się jeszcze wyraźniejsze. Nie marudziła jednak, bo liczyło się to, że była wolna i mogła się wynieść z tej przeklętej wioski, z dala od kapitana Yamoto, Kukena i całej reszty tych psycholi.
          Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i natychmiast tego pożałowała. Bolały ją chyba wszystkie mięśnie twarz. Domyślała się jak wygląda, ale w obecnej sytuacji nie miała jak doprowadzić się do porządku. Przeklęła w duchu kapitana i strażnika, a potem przyśpieszyła przezwyciężając odrętwienie mięśni. Spojrzała w nocne niebo, a jej uwagę przykuł księżyc w pełni.
           Uchiha, przemknęło się przez myśl.
        Czułą dziwny skurcz w okolicach podbrzusza i przez chwilę ogarnęło ją uczucie spadania, które od razu, z niezadowoleniem, opanowała. Dlaczego Itachi był tak blisko? Czy wyczuł jej chakrę? Zdawało jej się, że wszystko nagle zaszło mgłą i zupełnie jak w jej śnie, nie widziała niczego, co mogło by stać się choćby podpowiedzią do odpowiedzi na te pytania.
          Dziewczyna szczerze wątpiła, żeby Uchiha znalazł się tak blisko z czystego przypadku, a co więcej, żeby dał się przypadkowo zobaczyć jakiemuś przechodniowi.
          Nagle zorientowała się, że wcale nie jest sama. Skupiła się i zdołała wyczuć ślady dwóch, bardzo silnych chakr. Ktoś za nią podążał. To tez nie mógł być przypadek. Ktoś ją gonił, a tym razem alkohol nie zaćmił jej zmysłów i niemal z przerażeniem odkryła, że zna tą tajemniczą energię.
          Itachi Uchiha...
          O nie kotku, nie tym razem, pomyślała wściekła i przyśpieszyła.


       

2 komentarze:

  1. Ah... Po prostu cieszę się, że mogę być pierwsza. Dlaczego? Bo to takie wspaniałe, że aż do pokoju co chwilę wchodzi moja mama z takim otuż zdaniem: "Co tak krzyczysz? Wzięłabyś się do nauki a nie mi tu się wydzierasz przed laptopem!" xD Wiem, ja to mam fajnie, co nie?. Ale przejdźmy do rzeczy, a raczej do bloga. Wspaniale. Zakochałam się w każdym Twoim opowiadaniu, kocham i nadal będę je kochać. Ale mimo tego że prawie każdy może odbierać to za przyjacielskie wsparcie typu- skomentuj to proszę, bo nie mam żadnego komentarza. Każdą notkę czytam do końca i komentuję ją tak jak uważam za słusznie. Więc patrzaj! Najbardziej w tym rozdziale spodobała mi się sama bohaterka jak i jej wspaniała, tajemnicza osobowość. Jednak fakt że także bardzo lubię Itachiego Uchihę, to tylko coraz bardziej mnie do niej przekonuje. A teraz wracając do wydarzeń w notce. To przesłuchanie, mimo iż niepozorne, bardzo mnie rozbawiło, a to także wielki plus. Ok, trochę się rozpisałam ( nie kłam żesz xD), ale nie mogłam się powstrzymać. Tak więc życzę baaardzo dużo weny i wyczekuję następnego rozdziału z zapartym tchem :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie sie zaczyna. Ciekawa jestem co sie bd działo, bo jak na razie nw co sie dzieje.... :) Cekam nn, ciekawie sie zapowiada. Tsuuu-chan. <3

    OdpowiedzUsuń