Miłość i nienawiść to dwa oblicza tego samego...: Bijuugan.

sobota, 9 lutego 2013

Bijuugan.

       
       
Ból przypominał potężny ucisk, tak, jakby ktoś przyłożył obie dłonie do czaszki i mocno ścisnął. Bardzo mocno. Jednak Kaylyn znała to uczucie, znała je na tyle, żeby wiedzieć do jakiego stopnia może wytrzymać. Jej kolana zatrzęsły się, ale dzielnie zacisnęła pięści i zęby. Jej oddech gwałtownie przyśpieszył jak po długim wysiłku. Zebrała się w sobie i wyprostowała dumnie, drżąc na całym ciele.
- Przestań - wycedziła ostro przez zęby i skupiła się na źródle ucisku. Po chwili ból zniknął, a Kaylyn odetchnęła głęboko. Dziewczyna spojrzała nieznajomemu w oczy. Była wściekła, strach nawet na chwile zniknął żeby ustąpić miejsca złości. W każdym razie, do póki mężczyzna nie wstał... Bo wtedy wrócił, miała wrażenie, że nawet ze zdwojoną siłą.
Dziewczyna automatycznie zrobiła krok do tyłu. Nie traciła czujności będąc w głębokim przekonaniu, że wszystko wokół mogłoby ją nagle zaatakować. Byłby to czysty objaw paranoi, gdyby nie fakt, że Rinnegan mógł poruszać wszytko, łącznie z ziemią. Kaylyn nie zdziwiłaby się wcale, gdyby nagle szafa stojąca na przeciwko znalazła się niebezpiecznie blisko jej twarzy...
- Niewielu jest ludzi, nawet w  mojej organizacji, którzy potrafią, a już tym bardziej wiedzą, jak oprzeć się Enerugi asshuku no jutsu* - oznajmił cicho i może tylko jej się zdawało, ale Kaylyn doszukała się w jego głosie nutki podziwu. - A fakt, że potrafisz to zrobić bez pieczęci jest imponujący i to kolejny dowód na to, że się nie pomyliłem i posłałem po odpowiednią osobę - dodał krzyżując ręce na torsie. Obszedł biurko, a potem stanął przed nim opierając się o drewniany blat, patrząc przy tym prosto na nią. 
Kaylyn wzdrygnęła się. Domyślała się, że teraz zacznie się przesłuchanie. Nienawidziła ich, nie, jeżeli to ona była ofiarą. W takim wypadku nie było to ani trochę zabawne.
- Hoshigaki i Uchiha złożyli mi wczoraj raport - mruknął, kiedy nie doczekał się od dziewczyny żadnej odpowiedzi. Kaylyn wstrzymała na moment oddech. - Powiedzieli, że zaraz po tym, jak cię dogonili, i po twojej nieudolnej próbie utrzymania się na nogach podczas walki, straciłaś przytomność. Czy tak właśnie było? - zapytał, a jego brew uniosła się ku górze, kiedy taksował ją czujnym wzrokiem. 
Kaylyn zamrugała nieco zdziwiona. Więc Itachi i Kisame nie wspomnieli o tym, co na prawdę się wydarzyło? Oczywiście nie skłamali co do wszystkiego, ale jednak... To było zaskakujące. Była ciekawa jak Uchiha zdołał przekonać Hoshigaki'ego żeby milczał. Zapewne to on składał raport.
- Tak - wykrztusiła wreszcie i odważyła się ponownie rozejrzeć. Nic nie wskazywało na to, żeby meble miały zacząć z niewiadomego powodu latać. - Byłam wykończona - dodała z rozgoryczeniem i spojrzała na nieznajomego. Cóż, teraz już musiała grać jak najdłużej, w każdym razie tyle, na ile ten człowiek jej pozwoli. 
- Twoja chakra była na minimalnym poziomie, właściwie poniżej zalecanej normy, więc reakcja twojego organizmu nie była niczym niezwykłym, najwyraźniej ktoś postarał się o twój stan. Pewnie oddział ANBU z Kiri, na który po drodze natknęli się moi ludzie - powiedział. Kaylyn nie miała pojęcia jaki miał w tym cel. Prawda, w więzieniu w Kiri założono jej kajdanki, które nie tylko blokowały przepływ energii, ale również odbierały ją przy próbie jej użycia. A ona nie była kimś, kto poddawał się bez walki. To jednak nie tłumaczyło dlaczego ten mężczyzna był dla niej taki...
Cóż, miły. 
Dziewczyna spodziewała się wszystkiego, tortur psychicznych, fizycznych, czy czego tam jeszcze, ale na pewno nie przyjaznej pogawędki. Akatsuki słynęło ze swojej brutalnej skuteczności, nawet względem kobiet i dzieci, więc o co do licha chodziło? 
Kaylyn usłyszała głośne westchnienie, a potem mężczyzna pstryknął palcami i żarówki w gabinecie zapaliły się w ciągu sekundy. Nie było to raczej niczym niezwykłym, ale mimo to dziewczyna zamrugała nieco zdezorientowana. Teraz mogła lepiej się mu przyjrzeć  Był średniego wzrostu, miał rude, krótko ostrzyżone włosy, pełno kolczyków na twarzy i... czarny płaszcz w czerwone chmurki. Właściwie wyglądał tak, jakby nie spał od co najmniej kilku dni. Kaylyn pokręciła dyskretnie głową, kiedy obchodził biurko i siadał na swoim fotelu. Wyglądało na to, że te idiotyczne stroje miały ją od teraz prześladować.
- Usiądź. - Usłyszała, i nawet niewiele się nad tym zastanawiając usiadła na kanapie. Nie wiedząc co zrobić z rękoma skrzyżowała je na klatce piersiowej i starała się zachować spokój. Nie mogło to być łatwe, ale przecież to nie pierwsza taka sytuacja w jej życiu. Czuła się bardziej jak na rozmowie o pracę u Hokage, niż na przesłuchaniu u najniebezpieczniejszej organizacji na świecie. Z jakiegoś powodu wydało jej się to o wiele bardziej niepokojące niż mogło na to wyglądać. Zupełnie jak...
Cisza przed burzą, pomyślała i zdała sobie sprawę, że ma rację.
Kaylyn milczała. Nie tylko dlatego, że kalkulowała właśnie jakie ma szanse na przeżycie i nie miała pojęcia co miałaby powiedzieć, ale też dlatego, że mężczyzna przyglądał jej się uważnie najwyraźniej szykując się do zadania jakiegoś pytania. Nie chciała go rozpraszać. Ostatnie czego by teraz chciała, to jego irytacja. Nie odzyskała jeszcze sił. Potrzebowała spokoju, jeszcze kilku godzin snu i przede wszystkim posiłku. Nie jadła w końcu od kilku dni, a bez energii jej organizm się nie zregeneruje. Gdyby jednak rozzłościła tego człowieka, coś mówiło jej, że tak właśnie by się stało, wtrącił by ją z powrotem do celi nie przejmując się stanem jej zdrowia.
- Zaczniemy od początku - mruknął wreszcie i przejrzał szybko jakieś kartki. - Ja nazywam się Pain, tak masz się do mnie zwracać - dodał po chwili i zerknął na nią. Kaylyn siedziała zaskoczona, niemal w bezruchu. 
Co? Żadnego pouczenia, czy groźby na temat szacunku dla silniejszych, czy starszych rangą? 
Zamrugała, kiedy zorientowała się, że mężczyzna coś do niej mówi.
- Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał marszcząc brwi. Kiwnęła twierdząco głową.
- Tak... Nie mam mówić do ciebie Liderze? - zapytała ostrożnie. Pain w odpowiedzi uśmiechnął się specyficznie i splótł dłonie na biurku.
- Nie, tak mówią członkowie organizacji, a ty nie jesteś jednym z nich - zauważył, a widząc dziwny błysk w jego oku Kaylyn poczuła się z jakiegoś powodu zagrożona. Jakby mówił jej właśnie jaka jest różnica pomiędzy nią - bezbronną, nieistotną dziewczyną, a nimi - bezdusznymi, silnymi mordercami klasy S, którzy ponad to są dla niego przydatni. 
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Przewertowała w myślach wszystkie informacje jakie na jego temat posiadała. Wiedziała, że na prawdę nazywa się Nagato Fuuma, jest byłym uczniem Jiray'ii, pochodzi z Amegakure, posiada najpotężniejsze Kekkei Genkai jakie ten świat widział i jest potężny.
- Dobrze. Jak się nazywasz? - zapytał Pain, a dziewczyna znów się zdziwiła. Przecież musiał znać jej fałszywe nazwisko skoro znali je jego ludzie. 
W co on pogrywa? Pomyślała nieco zirytowana.
- Akane Miyazawa - odparła i po chwili skarciła się w myślach za tą niepewność. Dlaczego czuła się przy nim taka... mała? To było dziwne i irytujące, bardzo. Jednak właśnie to mówiło jej dlaczego to właśnie ten człowiek jest szefem tej zgrai popaprańców. Wystarczyło na niego spojrzeć, wysłuchać go i już czuło się do niego szacunek. To cecha przywódców. Nieważne jakim był człowiekiem, wzbudzał szacunek siedząc za biurkiem, należało się mu za to uznanie.
- Bzdura - oznajmił tak swobodnym tonem, że Kaylyn zamrugała ponownie zdezorientowana. - Sprawdziłem. W klanie Miyazawa nie widnieje nikt o imieniu Akane, poza tym, to nawet nie klan, tylko mała rodzina i nie ma specjalnych technik - mruknął i oparł się wygodniej. - Więc tym bardziej nie mogłabyś wywodzić się z tego nazwiska jako, że mam świadków na to, że kontrolowałaś demony - dodał. 
Co za skurczybyk.
Nie miała nic na swoją obronę. Jego oczy nie mówiły jej nic, co mogłoby świadczyć o tym, że blefuje. Na pewno sprawdził te informacje, nie był głupi. Pozostawało jednak pytanie, co Kaylyn mogła teraz zrobić. Miała sto procent pewności, że gdyby teraz skłamała, to on by to wyczuł, a to z kolei nie wróżyłoby nic dobrego. Przynajmniej dla niej. Jedyne co mogła w tej sytuacji zrobić, to jakoś przejąć kontrolę nad rozmową żeby zyskać trochę czasu, tak, jak uczono ją w ANBU.
Dzięki Morino, przemknęło jej przez myśl. 
Brawo księżniczko, tyle lekcji i tylko to przychodzi ci do głowy? Zignorowała wewnętrzny i głos i rozejrzała się natychmiast.
Szybko podsumowała swoje położenie. Siedziała w gabinecie Pain'a - Lidera Brzasku, najniebezpieczniejszej organizacji na świecie. Była zmęczona, głodna i obolała, jej poziom chakry ledwo dobijał do normy. Nie miała jak uciekać, odkryto, że jej nazwisko jest fałszywe, a do tego skądś wiedziano o jej klanowych umiejętnościach. Każdy jej obmyślany na poczekaniu plan miał w sobie jakieś niezgodności i minusy, więc żaden nie miał racji wypału. Pain był czujny, podejrzliwy, władczy i pewnie nie miał zamiaru wypuścić jej z kryjówki żywej. Posiadała przecież to, co było im potrzebne, umiała kontrolować demony. A co innego jak nie taka umiejętność było potrzebne organizacji, której planem jest złapać wszystkie ogoniaste bestie? No właśnie. Kaylyn była na przegranej pozycji i to od samego początku... Nie miała jednak zamiaru się poddawać, nie bez walki.
Zapomniałaś już jak wyglądała twoja ostatnia planowana walka? Shihanasu skrzywiła się, ale zignorowała wewnętrzny głos.
Lider Brzasku wstał, obszedł swoje biurko i zbliżył się do kanapy. Dziewczyna wbiła sobie palce w ramiona, kiedy jej oddech nieco przyśpieszył. Czekała w napięciu. Bała się, to chyba normalne, ale potrzebowała czasu na obmyślenie planu. Tak, Kaylyn miała zamiar kolejny raz popisać się swoją głupotą. Mężczyzna zatrzymał się jakiś metr przed nią. Musiała zadrzeć głowę, żeby móc patrzeć mu w oczy. Nie wiedziała co miał zamiar teraz zrobić, a stan niewiedzy był czymś, co wprowadzało ją z kolei w stan dezorientacji, a ten w złość. 
- Nawet nie próbuj nic kombinować - ostrzegł ją widząc jak się rozgląda. 
Kaylyn drgnęła przeklinając w duchu spostrzegawczość Pain'a. Ten pokonał dzielącą ich odległość, oparł dłonie po obu stronach jej twarzy i nachylił się nad nią nie spuszczając jej z oczu nawet na moment. Kaylyn wstrzymała oddech i wcisnęła się w oparcie kanapy jak tylko mogła. Ten człowiek...
Cóż, przerażał ją, jakby wszystko, co ludzkie, było w nim sztuczne.
-Nazywam się Akane Miyazawa - powtórzyła cicho. Owszem, była uparta, pewnie nawet bezmyślna. Przecież ten mężczyzna mógłby ją zabić samym spojrzeniem, a ona głupia prowokowała go jeszcze bardziej.
Fuuma uśmiechnął się słodko w odpowiedzi, a potem bez ostrzeżenia złapał ją za gardło.
- Jak się na prawdę nazywasz?! Gdybyś należała do jakiegoś ze znanych mi klanów, musiałabyś być martwa - wycedził przez zęby zaciskając przy tym dłoń. Kaylyn sapnęła cicho, kiedy jego palce bolenie wbiły się w jej szyję. 
- A co, gdybym faktycznie była? - wykrztusiła łapiąc go za rękę. Pain pociągną ją za sobą stawiając tym samym do pionu. Widocznie jego cierpliwość właśnie się kończyła. A miało być jeszcze gorzej, bo Shihanasu miała zamiar odmówić użyczenia mu swoich umiejętności. Nie była głupia, wiedziała, że chociaż motywem kierującym Akatsuki i ich chorego lidera była wizja pokoju, to najprawdopodobniej zakończy się na kolejnej Wielkiej, czwartej już z kolei, Wojnie Shinobi. A ona nie miała zamiaru być tą, która się do tego przyczyni.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - syknął zaciskając dłoń na jej gardle jeszcze mocniej. Kaylyn poczuła jak ciśnienie w jej czaszce powoli się podnosi. Zaczęła się też pewnie robić czerwona, chociaż nie mógł tego zobaczyć przez warstwy brudu na jej twarzy. Dziewczyna milczała starając się nie patrzeć na Fuumę. Co przyjdzie jej po tym, że powie mu prawdę, skoro i tak nie uwierzy? - Nie pogrywaj sobie ze mną! - warknął potrząsając nią gwałtownie, co tylko spotęgowało ból.
Shihanasu starała się zaczerpnąć powietrza, ale stało się to niebywale trudne. Wilgotniejące oczy i nieznośny ucisk zaczęły budzić panikę. Nie chciała umierać. Nie teraz, nie tu i nie z ręki tego człowieka. Dziewczyna zacisnęła dłonie na jego   nadgarstku i ponownie spróbowała zaczerpnąć tchu. Tym razem jej się to udało.
 - Nazywam się... Kaylyn Shihanasu - niemal wyszeptała i to z wielkim trudem. Zaskoczony Pain poluźnił ucisk na jej szyi, więc dziewczyna skorzystała z okazji i wzięła głęboki wdech, a potem odepchnęła Lidera Brzasku. Złapała się za obolałe gardło i korzystając z chwili spokoju wzięła jeszcze kilka głębszych oddechów, zupełnie jakby chciała zaraz zanurkować. To nie potrwało jednak długo. 
Spojrzała na Fuumę i wzdrygnęła się. Teraz nie stał przed nią żaden człowiek. Obecnie Kaylyn miała prze sobą potwora, dziką bestię, które zbliżała się o niej powoli, niczym myśliwy do swojej ofiary.
Powodzenia mała, jej podświadomość żywnie sobie z niej kpiła, ale nie zwracała na to uwagi. Miała rację i trzeba było to zaakceptować. Starała się być szczera sama ze sobą.
- Kłamiesz! - syknął. Zanim jednak dziewczyna zdążyła zaprzeczyć wpadła na kanapę i przeleciała przez jej oparcie spadając na podłogę za nią z cichym jękiem. Mebel, pod wpływem uderzenia przewrócił się, boleśnie przygniatając ramię Shihanasu. Zacisnęła jednak zęby i ze świstem wypuściła powietrze z płuc.
Kopnął ją! Sama ta myśl potęgowała jej złość. Tak po prostu ją kopnął, to było nie do pomyślenia! Nikt nigdy wcześniej bezkarnie jej tak nie potraktował. Różnica polegała na tym, że osoba ta nigdy nie miała takiej przewagi liczebnej i siłowej. Dziewczyna czuła do siebie niemal obrzydzenie za tą słabość.
- Kaylyn Shihanasu została zamordowana sześć lat temu w Konoha! Myślisz, że nie sprawdziłem?! - Głos Fuumy przepełniony był złością, frustracją i niedowierzaniem, a on sam wprost kipiał z wściekłości. Dziewczyna doskonale wyczuwała chakrę, która obecnie starała się wydostać spod jego kontroli.
Kaylyn krzyknęła, kiedy Pain nadepną na oparcie kanapy, tym samym miażdżąc jej obolałe ramię. Po chwili ucisk zelżał, a mężczyzna po prostu złapał za mebel i odrzucił go gdzieś na bok. Shihanasu słyszała jak przez chwilę materiał szoruje o podłogę, a potem po gabinecie rozniósł się huk, kiedy najprawdopodobniej zderzył się z pobliską szafą.
Dziewczyna automatycznie umilkła i skupiła się na źródle większego bólu, czyli mostku, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się noga Fuumy. Szybko policzyła w myślach do dziesięciu, a potem wypuściła powietrze utami starając się uspokoić.
Zadziwiające, jak szybko człowiek może zmienić się ze stoicko spokojnego we wściekłego choleryka
Zaśmiała się do swoich myśli. Nie miała zamiaru pokazać, że jest słaba, nie miała zamiaru pokazać, że się boi. Bo przecież to nieprawda! Należała do ANBU, posiadała umiejętności wyższe niż przeciętnie, była jedną z najlepszych, wiedziała to. Tak jak się spodziewała - Pain jej nie uwierzył. Po prostu z tej sytuacji nie było wyjścia, musiała się poświęcić, skoro nawet prawda nie zapewniała jej bezpieczeństwa. I jeśli tak miało być, to umrze, ale z uśmiechem na ustach, napawając się taką wygraną z Liderem Akatsuki. 
Dziewczyna uniosła się na nieco drżących ramionach i zerknęła na niego niepewnie. Jeżeli miała być szczera, to wcale nie dziwiła się jego reakcji. Sama pewnie nie dałaby wiary, gdyby ktoś, martwy od kilku lat, stanął przed nią twierdząc, że żyje. Musiałby być oszustem...
W sumie sama była sobie winna. W końcu jej akt zgonu znajdował się przecież w szpitalu w Konoha, a gdyby to nie było dostatecznym dowodem na to, że jej życie dobiegło końca, to na cmentarzu można obejrzeć jej grób. Kaylyn Shihanasu była martwa, niepodważalnie, a jednak klęczała teraz na czworaka przed Fuumą i wcale nie miała się tak źle. W każdym razie - jeszcze.
- Nazywam się Kaylyn Shihanasu... - zanim jeszcze zdążyła dokończyć, Lider Brzasku zaserwował jej kolejnego kopniaka, tym razem w brzuch, pod wpływem którego obróciła się gwałtownie na plecy. Z jej płuc uleciało powietrze, więc dziewczyna zaniosła się kaszlem próbując uchwycić je jakoś z powrotem.
- Łżesz! Nie możesz być Kaylyn Shihanasu! Mam kopię jej aktu zgonu, widziałem jej grób, ona nie żyje! - wrzasnął i złapał dziewczynę za płaszcz stawiając ją znów do pionu.
Jest silny, przemknęło jej przez myśl. Jeszcze się przekonasz, dodała cicho jej podświadomość.
Pain nie miał zamiaru dać się teraz oszukać. Za dużo czasu spędził nad poszukiwaniami tej dziewczyny. Zetsu przecież doskonale widział jak kontroluje ona zwierzęcego demona w okolicach Kusagakure, a jego najlepszy szpieg nie mógł kłamać. Poszukiwania zajęły miesiąc, który w zamian mógł przecież poświęcić na pogoń za sześcioogoniastym! Gdyby teraz okazało się, że jego starania poszły na marne, a dziewczyna jest oszustką... 
Cóż, byłby wściekły, krótko mówiąc.
Spojrzał na Kaylyn doszukując się oznak jakiegokolwiek kłamstwa. Ta jednak patrzyła mu prosto w oczy i najwyraźniej była pewna swoich słów.
- To prawda, sześć lat temu w Konoha, kunai przebił jej serce na wylot - oznajmiła korzystając z chwili spokoju, jaką zapewniało jej milczenie Pain'a. Czuła krew spływającą z kącika ust i mimo, że było to w tej chwili niezwykle drażniące, to ignorowała to.
- Więc sama widzisz, że nie mogłaby teraz stać przede mną Kaylyn Shihanasu. A jako, że była ostatnią z tego klanu, to tym bardziej nie możesz się tak nazywać - wysyczał przybliżając ją do siebie, a jednocześnie samemu pochylając się nad nią. - Więc lepiej powiedz prawdę, bo sam ją z ciebie wyciągnę i przysięgam, że kiedy skończę, to nie będziesz nawet w stanie błagać o śmierć! - wrzasnął i przy użyciu chakry rzucił nią o ścianę.
Kaylyn zdusiła w sobie krzyk bólu, kiedy jej plecy boleśnie zderzyły się z twardą, zimną skałą. Dziewczyna zaliczyła bliskie spotkanie pierwszego stopnia z podłogą i odkaszlnęła. Kiedy ponownie się podniosła jej uwagę przykuła mała plama krwi na posadzce, która normalnie przechyliłaby szalę. Teraz jednak musiało wystarczyć ciche warknięcie. Musiała pokazać, że mówi prawdę, nie mogła się teraz na niego rzucić. Nadal nie miała wolnej drogi. Skrzywiła się i złapała za ramię rozmasowując je lekko. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Fuuma nie blefuje. Jak na razie dowodem był poważnie bolący kręgosłup. Facet był sfrustrowany i wściekły, a więc zdolny do wszystkiego. A ona nie mała teraz jak uciec. Wołanie o pomoc też było bezsensowne. Znajdowała się w jego kryjówce, jego organizacji i jedynymi osobami, które by odpowiedziały na jej krzyki byli członkowie Brzasku, niestety. I była pewna, że jedyne, co by zrobili, to najwyżej pokibicowali. Pain'owi. Nie miała więc szans.
- Przez piętnaście minut byłam w stanie śmierci klinicznej - oznajmiła krzywiąc się automatycznie. Wypowiadanie słów i oddychanie było bolesne przez obite kości i mięśnie. Do tego urazy, które odniosła w Kiri dały o sobie znać. - Kiedy mieli odłączać mnie od monitora moje serce znów zaczęło bić - wymamrotała przypominając sobie ten moment. W płucach brakowało powietrza, każde uderzenie poharatanego serca bolało niemiłosiernie, gardło było nieznośnie suche i pozdzierane, a do tego cała przerażająca rzeczywistość spadła jej na głowę, wróciła do koszmaru...
Kaylyn oparła się o ścianę, kiedy Fuuma ruszył powoli w jej kierunku. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego, więc dziewczyna zdwoiła czujność, otarła brodę z krwi wierzchem dłoni i opuściła ręce gotowa na przyjęcie kolejnego ciosu. Tak jej się przynajmniej zdawało.
Pain zatrzymał się niespełna metr przed nią. Jego dłonie drżały niemal tak bardzo jak jej własne, ale zacisnął je w pięści. Taksował ją spojrzeniem, a fakt, że nie doszukał się w jej słowach kłamstwa dodatkowo potęgował jego irytację. Jeżeli dziewczyna była kłamcą, to piekielnie dobrym. A on ostatnio był zbyt często wodzony za nos.
- Chcesz mi powiedzieć, że po śmierci twoje serce znów zaczęło bić? Tak ni z tego, ni z owego? Tak po prostu? - warknął, a jego brew powędrowała w górę w akcie niedowierzania. Westchnęła. To chyba nie miało sensu.
- Właśnie, coś w ten deseń - odpowiedziała i uśmiechnęła się, co było jedną z najgorszych opcji, jakie mogła w tej sytuacji wybrać i po chwili się o tym przekonała.
Błąd, przeleciało jej przez myśl, kiedy zauważyła dziwny błysk w oczach Pain'a.
Pierwszym odruchem było się cofnąć, ale nie miała już gdzie. Przełknęła więc ślinę i spojrzała na Fuumę z obawą. Miała wrażenie, że jej strach przybrał teraz materialną formę i swoją mackę sięgał po jej plecach aż do ramion.
- I ja mam w to niby uwierzyć?! - wrzasnął znów i wyprowadził prosty cios w brzuch. Kaylyn otworzyła szeroko oczy i zgięła się w pół.
Szybszy niż myślałam, pomyślała przerażona.
- Mam uwierzyć, że martwa dziewczyna z przebitym sercem ożywa, bo po prostu jej się tak podoba?! Masz mnie za pieprzonego idiotę?! - Z każdym kolejnym słowem serwował Shihanasu kolejne uderzenia w splot słoneczny. Dziewczyna nie miała zamiaru pozwalać mu na więcej. Nie była jego workiem treningowym do cholery! Powiedziała prawdę, czego on jeszcze od niej oczekiwał? Miała już serdecznie dość powstrzymywania się, kiedy wszyscy okładają ją zupełnie za nic. Najpierw Kiri, teraz Akatsuki. To już było przegięcie! Do tego ten przeklęty Uchiha! Był gdzieś niedaleko, czuła jego energię, miała wrażenie, że jej własna rwie się w jego kierunku jak ćma do światła. Jej wściekłość powoli kumulowała się gdzieś na dnie, zatruwając umysł i ciało.
Kaylyn wypluła napływającą do ust krew i zablokowała ostatni cios Fuumy łapiąc go mocno za nadgarstek. Usłyszała pełne zaskoczenia sapnięcie. Doskonale czuła, jak mężczyzna napina mięśnie przedramienia. Shihanasu wyprostowała się powoli, przezwyciężając opór ciała w postaci potężnego bólu. Nie pozwoliła sobie nawet na ciche jęknięcie, kiedy jej mięśnie napięły się boleśnie. Zacisnęła mocno zęby oddychając przez nos. Spojrzała na Pain'a spod brudnych, posklejanych kosmyków i odetchnęła głęboko kumulując w prawej, wolnej ręce odrobinę chakry. Posłała mu wściekłe spojrzenie wbijając połamane paznokcie w nadgarstek.
- Powiedziałam ci prawdę... Więc przestań mnie wreszcie okładać! - Ostatnie zdanie wykrzyczała pod wpływem wszystkich, tłumionych dotąd emocji i wyprowadziła idealny cios w podbrzusze Fuumy, pod wpływem którego teraz to on skulił się zdziwiony, wytrzeszczając oczy.
Co, nie spodziewałeś się tego zasrańcu? Pomyślała uśmiechając się pod nosem i korzystając z okazji zaserwowała mu też cios prosto w twarz, z łokcia, a potem odepchnęła go mocno.
Mężczyzna zatoczył się do tyłu, ale w porę odzyskał równowagę chroniąc się tym samym przed upadkiem. Z jego gardła wydobyło się dzikie warknięcie pełne niekrytego oburzenia. Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę unosząc obie dłonie do góry. Z nosa Pain'a sączyła się krew, a samo miejsce na kości zdawało się puchnąć. Fuuma jednak sprawiał wrażenie, jakby w ogóle tego nie zauważał. Shihanasu przystanęła, a potem westchnęła głośno. Była zmęczona, bardzo, ale miała jeszcze coś do zrobienia.
- Jestem Kaylyn Shihanasu, czy ci się to podoba, czy nie Pain - mruknęła i aktywowała swoje Kekkei Gekai. Teraz, zamiast zwykłych, niebieskich tęczówek Lider Brzasku mógł zobaczyć wielką źrenicę o niebieskim odcieniu z czterema, czarnymi pierścieniami, identycznymi, jak w przypadku Rinnegan'a (im bliżej małej źrenicy, tym mniejsze) oraz trzema łezkami, jak w Sharingan'ie, na najmniejszej z nich. - Bijuugan, Kekkei Genkai klanu Shihanasu, wymarłego podobno przed Mędrcem Sześciu Ścieżek - powiedziała marszcząc brwi. Po chwili jednak dezaktywowała je. W swoim obecnym stanie dziewczyna nie mogła utrzymywać wzroku zbyt długo. Powodował on potężny ból głowy, ponieważ Kaylyn całą sobą odrzucała rodzinną zdolność, jako że ujawniła się ona dopiero po jej "zmartwychwstaniu", czego nie potrafiła zrozumieć.
To proste mała, ty po prostu nie chcesz tego zaakceptować, podpowiadała jej cicho podświadomość, ale wymownie pokazała jej w myślach środkowy palec i skupiła się na stojącym na przeciwko niej mężczyźnie.
Pain stał przez chwilę w bezruchu wpatrując się w nią niczym w obrazek. W końcu jednak na jego ustach zagościł triumfalny uśmiech. Wreszcie mu się udało! Już nie będzie musiał martwić się o opóźnienia, będą mogli ruszyć do przodu zamiast stać w miejscu! Pokaże temu zakichanemu Madarze ile jest wart, nie pozwoli żeby w niego wątpił.
Wszystko to, jego entuzjazm, zachłanność, ulgę i radość dziewczyna wyczytała z jego twarzy. Zaraz potem uświadomiła sobie, że to koniec. Jeżeli teraz czegoś nie wymyśli, to będzie martwa. Złapała się za obolały brzuch i rozejrzała się niemal panicznie. Jej puls przyśpieszył, a macki strachu znów objęły jej ramiona, bynajmniej nie po to, żeby dodać otuchy.
Fuuma zrobił krok w jej stronę rozkładając ręce jak do uścisku.
- Więc pokaż mi! Pokaż mi jak przywołujesz demony - rozkazał radośnie, a jego oczy rozbłysły jak u małego dziecka, któremu obieca się lizaka. Przez chwilę Kaylyn współczuła temu człowiekowi. Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że on też jest tylko marionetką w tej grze, że w jakiś sposób jest oszukiwany, prowadzony. Jednak tyko przez chwilę, bo zaraz potem dotarło do niej, że to właśnie on będzie jej katem, że obraz dziecka zniknie, kiedy tylko zabierze sprzed jego oczu lizaka. A zabierze na pewno.
Shihanasu miała wrażenie, że wdepnęła w bagno i utknęła, co więcej, zapadała się i zamiast siedzieć nieruchomo żeby jak najdłużej utrzymać się na powierzchni, wierzgała się przyśpieszając tym swój nieuchronny koniec.
Dziewczyna pokręciła gwałtownie głową żeby pozbyć się dziwnych myśli i wzięła głęboki, pokrzepiający wdech.
- Nie - wykrztusiła niby pewnie, nieco zachrypniętym głosem. W rzeczywistości jednak srała ze strachu na samą myśl o tym, co wydarzy się za pięć minut, jeżeli nie zmieni zdania. Nie miała jednak zamiaru pozwolić żeby jej zdolności zostały wykorzystane w taki sposób, nie miała zamiaru być niewolnikiem, którego będą trzymać w celi i wypuszczać tylko, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie pozwoli na to!
Pain wyglądał teraz tak, jakby ktoś dał mu w twarz żelazkiem, znaczy, był bardzo zdziwiony i jeszcze nie do końca orientował się, że będzie miał poparzoną twarz. Zamrugał analizując jej słowa, a kiedy wreszcie dotarł do niego ich pełny sens, emocje jakie pojawiły się na jego twarzy były takie, jakich się spodziewała. Kaylyn przełknęła ślinę niemal czując w ustach smak swojego strachu. Uczucie było przytłaczające, a jednocześnie otrzeźwiające, zupełnie jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Teraz! Musiała uciekać.
Spostrzegawcza jesteś, nie ma co. Zignorowała wewnętrzny głos i przelotnie zerknęła na drzwi prowadzące na korytarz.
- Nie? - Fuuma uniósł nieco górną wargę, przez co wyglądał jeszcze bardziej zwierzęco. Zrobił krok w jej stronę zaciskając przy okazji pięści. - Czy wy wszyscy zmówiliście się, żeby mnie dzisiaj wyprowadzić z równowagi?! - warknął podnosząc głos i w mgnieniu oka pokonał dzielącą go od Shihanasu odległość. Dziewczyna mrugnęła walcząc z bólem głowy i zanim się zorientowała Pain podciął ją, samemu siadając na kuckach. W reakcji na utratę gruntu pod nogami wciągnęła gwałtownie powietrze czekając na upadek. Zanim jednak to się stało, mężczyzna przyśpieszył tą akcję porządnym kopniakiem. Oparł się dłońmi o podłogę, żeby nie stracić równowagi, a potem wyprowadził precyzyjny cios stopą w jej bok, posyłając ją tym samym, nie na posadzkę, jak się spodziewała, ale na pobliską szafę, o którą uderzyła głową, a potem osunęła się w dół zwalając półki i stojące na nich książki. Kaylyn krzyknęła, a potem skuliła się obejmując się ramionami.
Połamał mi żebra, przemknęło jej przez myśl. Zasraniec połamał mi żebra
Ignorując ból starała się usiąść, a kiedy wreszcie jej się to udało Lider Brzasku już szedł w jej kierunku.
- Mam serdecznie dość tego, że wszyscy mi się sprzeciwiają! Nie spałem trzy dni, a chwila spokoju, to jedyne o co proszę, czy to tak wiele!? - wrzeszczał jak opętany. Shihanasu odruchowo złapała się za głowę. Wyczuła pod opuszkami lepką ciecz. Zaklęła cicho orientując się, że to krew. Najprawdopodobniej dlatego miała wrażenie, że jej czaszka zaraz wybuchnie. Dziewczyna starała się uspokoić nie spuszczając przy tym wściekłego Pain'a z oczu. Musiała jakoś dotrzeć do drzwi, ale obawiała się, że będzie to nadzwyczaj trudne zważywszy na jej położenie. - A ty?! Nie raczysz spełnić oczekiwań! Dlaczego?! - warknął biorąc zamach. W ostatniej chwili Kaylyn przechyliła się unikając jego ciosu, który w zamian rozwalił ostatnią ocalałą wcześniej półkę. Zanim jednak dziewczyna zdążyła uciec, on już trzymał ją za płaszcz i potrząsał niczym szmacianą lalką. - Dlaczego? - powtórzył. 
Shihanasu przez moment milczała oswajając się z bólem, który niczym ogień, trawił jej ciało. Spojrzała Fuumie w oczy walcząc z ogarniającą ją zewsząd ciemnością.
- Bo zginą ludzie - wykrztusiła wreszcie, a on przestał nią potrząsać. Właściwie zamarł i spoglądał na nią jakby była duchem. Po chwili parsknął śmiechem. Dziewczyna poczuła lekką panikę, jakby jego śmiech był kolejną zapowiedzią czegoś gorszego. I oczywiście nie pomyliła się.
Kaylyn zakrztusiła się chcąc wziąć głębszy wdech.
- I ty myślisz, że uratujesz ich poświęcając się? - zapytał ze szczerą pogardą. - Odwleczesz tylko to, co nieuniknione, ale w końcu i tak twój świat się zawali - oznajmił przeczesując nerwowo włosy wolną dłonią. Drugą nadal trzymał ją za płaszcz. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i złapała go za przegub.
- Mówisz z własnego doświadczenia, co? - wymamrotała zanim zdążyła ugryźć się w język. To był kolejny błąd. Pain otworzył szeroko oczy  i wstał pociągając ją za sobą. Teraz praktycznie taszczył Shihanasu przed sobą. Zatrzymał się dopiero obok jednego z foteli. 
- Więc jak? Zmieniłaś zdanie? - zapytał na pozór spokojnie. Kaylyn jednak doskonale wyczuwała jego chakrę, która nie przestawała się "miotać" na wszystkie strony. Zacisnęła palce na jego nadgarstku i przełknęła ślinę. Tak, miała już serdecznie dość maltretowania. Potrzebowała lekarza, koniecznie. To jeszcze nie był koniec, musiała wytrzymać jeszcze troszeczkę.
- Nie - syknęła i zamachnęła się nogą celując w krocze Fuumy, ten jednak zręcznie zablokował jej cios, patrząc jej przy tym prosto w oczy. Shihanasu, zdziwiona takim obrotem spraw skrzywiła się. To właśnie był ten moment, gdzie powinna paść na kolana i modlić się o cud.
Jesteś niewierząca, zapomniałaś? Zapytała niewinnie jej podświadomość, jednak nie raczyła jej odpowiedzieć. Była skończona.
- Zła odpowiedź - warknął Pain i rzucił nią przed siebie przy użyciu odrobiny chakry, a kiedy znajdowała się mniej więcej w połowie odległości dzielących go od drzwi, ruszył biegiem w jej kierunku. - Bardzo zła odpowiedź - dodał i wymierzył jej potężny cios w splot słoneczny posyłając ją wprost na wejście do gabinetu. 
Może jednak zacznij się modlić, usłyszała zanim zderzyła się z drzwiami, które pod wpływem siły uderzenia otworzyły się z hukiem. 
Kaylyn przeleciała przez nie i mimo, że runęła na podłogę, to "przejechała" na niej kolejne kilkanaście metrów, do końca korytarza. Po drodze majaczyły jej zdziwione, rozmazane twarze członków Akatski, których jeszcze nie zdążyła poznać. Najwyraźniej zwabiły ich wrzaski dochodzące z pomieszczenia. Shihanasu nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać. Zatrzymała się tuż przed czyimiś nogami nie mając siły nawet unieść głowy. Przymknęła oczy.
Zanim jednak dziewczyna straciła przytomność usłyszała wrzask. Potężny, przerażający krzyk bólu, który jednak nie należał do niej. I może tylko jej się zdawało, ale jego właścicielem był Fuuma.
Kaylyn uniosła ciężkie powieki. Ból zdawał się ją pochłaniać. Spoglądała zagubiona w górę.
- Znowu ty, Uchiha? - wymamrotała niewyraźnie rozpoznając pochylającą się nad nią postać. Mówił coś, ale nie rozumiała. - Dobranoc Uchiha - szepnęła sennie i w końcu straciła przytomność.
Spójrz na to z drugiej strony, udało Ci się dotrzeć do drzwi... Usłyszała zanim ciemność całkowicie ja pochłonęła.
Zdawało jej się, ze chyba nawet się uśmiechnęła.
A Lider Brzasku nadal wrzeszczał.











Enerugi asshuku no jutsu - inaczej: Technika nacisku energii.






2 komentarze:

  1. Cześć! Doczekałam się nowego rozdziału! Ale fajnie! Rozdział bardzo ale to bardzo fajny! Podobał mi się od sceny pierwszej do ostatnie! Pisz kolejny rozdział szybko! Mam ogromną nadzieję, na to że tym razem rozdział pojawi się szybciej! Dzisiaj koment bedzie raczej krótki. Jestem na urodzinach mojego brata ciotecznego i pisze na jego laptopie! Ale rozdział napiosany bardezo fajnie i ciekawie! Lekko się czyta i przyjemnie1 Oh i bartdzo jestem ciekawa tego Bijunngana czy jak to się nazywało? Rozdziału nie komentuje pod względem błędów ortograficznych i iterpunkcyjnych bo nie umiem! Ale jestem teraz strasznie ciekawa bo jestem zakochana w Uchiha! I ty przerwałas w takim moemencie! Chcesz mnie wykończyc czy co? Dobra kończę bo mnie wyganiają i Pain? Wspaniały! Niedobry!

    PS. Przepraszam za błędy! Nie umiem pisac na czyjejś klawiaturze! Niech żyje weekend!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, ten rozdział był mega świetny. Najbardziej zabawny był w tym wszystkim moment, właśnie na samym końcu, gdy udało jej się dostać do drzwi. Ogólnie ja także nie potrafię komentować żeby sprawdzać błędy, tylko dlatego że mi one gdzieś tam przeszkadzają. Oczywiście, może jestem ślepa, nie wiem, nie doczytałam się ich. Byłam zbyt bardzo pochłonięta akcją, która byłą bajeczna. Trzymaj tak dalej i czekam na dalsze rozdziały :3

    Życzę dużo czytelników i weny

    OdpowiedzUsuń