Dziewczyna spieprzyła sprawę. Dobrze o tym wiedziała i nie miała zamiaru się usprawiedliwiać. Zawaliła wszystko. Plan zemsty na Itachi'm, który zrodził się w jej umyśle podczas ucieczki z Kiri poszedł się, krótko mówiąc, jebać, a ona nie miała nic na swoje usprawiedliwienie.
Po pierwsze, nie było mowy o żadnej nienawiści do tego człowieka, bo zniknęła ona w momencie kiedy dziewczyna zobaczyła jego oczy - te dwa ślepia przepełnione strachem. Bał się jej! On - spadkobierca klanu Uchiha - bał się jej, Kaylyn! Ba, był przerażony... Nie miała pojęcia co wywołało u niego taki stan ducha, szczególnie, że jeszcze kilka lat wcześniej nie miał problemu z zabiciem jej z zimną krwią. Na samą myśl skręcało ją w środku. Jednak teraz jej obecność najwidoczniej była jedną z tych rzadkich, nielicznych rzeczy, które potrafiły wywołać lęk u Uchihy i...
Cóż, dziewczyna była z tego powodu zadowolona.
Jeden zero dla mnie.
Po drugie, nie miała bladego pojęcia co miałaby Itachi'emu zrobić. Oczywiście na początku było to oczywiste; chciała go zabić, pozbawić go życia tak jak on pozbawił go jej, bez choćby cienia szans na obronę. Zmiażdżył ją, ot tak, i wtedy zdawało się to nie wywierać na nim żadnego wrażenia. Więc co takiego się zmieniło? Tego właśnie chciała się dowiedzieć, a przecież gdyby go zabiła, to ta szansa by przepadła. Nieodwołalnie... Poza tym Uchiha był potężnym shinobi, najpotężniejszym jakiego dotąd spotkała, z najpotężniejszą, najmroczniejszą energią i zabicie go nie było taką łatwą prawą. Już w wieku 14 lat wystarczyło jedno jego spojrzenie żeby ninja padali martwi na ziemię. Jedno jego spojrzenie, a kimże była ona żeby móc je przetrzymać? Żeby móc zwalczyć zgubną czerwień jego Sharingan'a? Przecież oczywistym było dla postronnego obserwatora, że nie stanowi ona dla niego żadnego zagrożenia. Jednak... Śmierć zmienia ludzi, uwierzcie.
Po trzecie, zawaliła swoje pierwsze wrażenie. Nie tak sobie wyobrażała pierwsze spotkanie po tylu latach rozłąki, a teraz była na siebie wściekła. Nawet tak prosta czynność, jak przybranie na twarz maski obojętności - co Itachi'emu przychodziło zawsze z taką irytującą łatwością - okazała się tamtego dnia zbyt wielkim wyzwaniem. Co więcej, dziewczyna nie tylko nie pokazała mu jak bardzo darzy pogardą jego jestestwo, ale także jak żałosną osobą jest ona sama. Bo owszem, rzucenie się w ramiona komuś, kogo się ponoć nienawidzi i rozpłakanie się niczym małe dziecko było według niej żałosne. Do tego straciła całą czujność przez wyczerpanie i wściekłość i tak po prostu usnęła. Zupełnie, jakby Uchiha i Hoshigaki nie należeli do najbardziej niebezpiecznej organizacji na tym świecie, zupełnie jakby mogła się przy nich czuć bezpieczna. To z kolei było absurdem.
Wszystko to nasuwało się na jeden wniosek. Obecnie była bezsilna.
Dziewczyna skrzywiła się na samą myśl. Fakt ten był przytłaczający, a świadomość, że nie miała zielonego pojęcia gdzie się obecnie znajduje czyniła go jeszcze bardziej przerażającym. Nie spała już od dobrych kilkudziesięciu minut, a do tej pory jeszcze nikt nie raczył się nią zainteresować. W tym czasie dziewczyna próbowała zrobić małe rozpoznanie jednak jej zmysły były ograniczone i doszła do jednego wniosku; oprócz niej w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Był to mężczyzna, wskazywał na to jego głos, kiedy od czasu do czasu mruczał coś do siebie, zupełnie jakby czytał gazetę. Jego obecność jednak wcale nie dodawała dziewczynie otuchy.
Po chwili, gdzieś niedaleko rozległo się trzaśnięcie, a potem od ścian odbiło się echo kroków. Ktoś się zbliżał, następny nieznajomy, a ona leżała ta twardej pryczy zupełnie bezbronna (zdążyła się już zorientować, że wszelka broń, nawet ukryty w bucie sztylet, została jej odebrana). Odruchowo zacisnęła pięści i nieco się skuliła. Nieznajoma postać przystanęła, a dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że właśnie jej się przygląda.
- Śpi? - Męski głos, o dziwo, wydawał jej się znajomy. Zmarszczyła brwi. Niby skąd mogła znać jakiegoś członka Akatsuki - była pewna, że własnie znajduje się w kryjówce tej organizacji- oprócz Uchihy i Hoshigaki'ego? Wątpiła żeby nie rozpoznała żadnego podczas swoich podróży, w końcu dość często kartkowała książkę Bingo. To jest, kiedy jeszcze należała do wioski i jej oddziału ANBU.
Myśl mała, myśl, mruczał cichy głos w jej głowie.
- Nie wydaje mi się - odpowiedział mu cicho dotychczasowy towarzysz Shihanasu. Dziewczyna zesztywniała na jego słowa i wzięła głęboki wdech. A więc jednak nie był taki głupi za jakiego go uważała.
No cóż...
Do jej uszu dobiegł dźwięk obijających się o siebie kluczy. Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie i podniosła do siadu żeby zaraz potem rozejrzeć się nieufnie po pomieszczeniu. Drgnęła widząc metalowe pręty zamiast jednej ze ścian. Znajdowała się w ciemnej, oślizgłej celi. Jedynym źródłem światła była licha żarówka zwisająca z sufitu, która mrugała co kilka sekund, jakby miała zaraz zgasnąć. Nie tego się spodziewała, w dodatku, nie pachniało tak, jak powinno biorąc pod uwagę pleśń w jednym z kątów.
- No proszę, a więc jednak. - Do uszu dziewczyny doszedł pusty śmiech. Spojrzała w stronę krat, jakby wyrwana z letargu i zmrużyła oczy. Odruchowo cofnęła się w stronę ściany, badając jej zimną strukturę opuszkami palców. Nie spuszczała wzroku z nieznajomych. Jeden z nich, o czerwonych włosach i oczach w odcieniu brudnego burgundu, siedział na drewnianym krześle, z rękoma założonymi na torsie, a drugi, wysoki, o czerwonych oczach z zieloną źrenicą, chustą zakrywającą głowę i usta, stał obok. Obaj mieli na sobie te charakterystyczne płaszcze. Kaylyn skrzywiła się i przełknęła ślinę.
- Czy wy... Nigdy nie zdejmujecie tych badziewnych fartuszków? - wykrztusiła i z niezadowoleniem stwierdziła, że jej głos jest nieprzyjemnie ochrypły, a gardło piecze niemiłosiernie. Zupełnie jakby darła się nieustannie przez kilka godzin (owszem, miała w tym już jakieś doświadczenie).
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z niedowierzaniem wprost wypisanym na twarzy. Ten wyższy nawet prychnął cicho i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Z setki dostępnych obecnie pytań, ty wybrałaś właśnie to? Naśmiewasz się z nas? Musisz być wyjątkowo głupia... - stwierdził zerkając na swojego towarzysza kątem oka. Dziewczyna przemilczała. Zaklęła w myślach i w duchu przyznała mu rację. Nie dość, że pytanie było idiotyczne (chociaż na prawdę ją to ciekawiło), to mogli to wziąć za obrazę, czy Bóg wie co jeszcze. A to, zdaje się, było jej najmniej potrzebne, żeby członkowie Akatsuki źle odebrali jej dziwny humor i, w najlepszym wypadku, skopali jej tyłek.
Kaylyn nie była przecież niezwyciężona. Co prawda, była świetnie wyszkolonym ninją, przynajmniej kilka lat temu, ale nie poradziłaby sobie z kilkoma niebezpiecznymi mordercami klasy S, nie, gdyby zaatakowali ją wspólnie. W każdym razie nie z tymi należącymi do Brzasku. Byli zbyt potężni i dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Co więcej, nie miała przecież pojęcia, nie tylko gdzie dokładnie jest, ale też gdzie znajduje się wyjście. Nawet gdyby dała radę tej dwójce - co bez uzbrojenia i planu było praktycznie niemożliwe - to nic nie gwarantowało, że po drodze nie spotkałaby następnych...
Do tego na obmyślenie planu potrzeba było czasu, którego z kolei obecnie nie posiadała w zanadrzu zbyt wiele.
Do tego na obmyślenie planu potrzeba było czasu, którego z kolei obecnie nie posiadała w zanadrzu zbyt wiele.
Brawo, zaczynasz myśleć, szkoda tylko, że tak późno, Kaylyn zignorowała wewnętrzny głos i ponownie przyjrzała się dwójce nukenin'ów.
- Hm, ciekawe ile by dali za tak wyjątkowy okaz - mruknął znów ten zamaskowany, po chwili wnikliwych obserwacji. Dziewczyna czuła na sobie jego - dziwnie oceniający - wzrok, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Kiedy jednak dotarł do niej sens jego słów zamarła automatycznie.
Chcą ją sprzedać?
Na moment, na krótką chwileczkę, Kaylyn odczuła nawet ulgę. Potem jednak spadła na nią rzeczywistość. Bo niby po co najpierw mieliby ją łapać żywą? Nie była jednym z tych zawzięcie poszukiwanych shinobi, za których głowy płacono krocie. A może była? Nigdy się nad tym nie zastanawiała.
- A co w niej niby wyjątkowego, Kakazu? - zapytał jego towarzysz, przekrzywiając nieco głowę w bok, jakby faktycznie doszukiwał się w niej czegoś takiego. Dziewczyna prychnęła. Jakby nie było tego widać gołym okiem... Po chwili jednak przymknęła oczy zażenowana. Osobiście uważała, że każdy z ludzi jest na swój sposób wyjątkowy, trzeba tylko to odkryć.
Skarciła się ponownie. To nie była pora na takie bzdurne wymysły. Poza tym, to imię też coś jej mówiło, tak samo jak głos. Nie mogła sobie jednak za nic przypomnieć skąd może go znać.
- Daj spokój Sasori, nie słyszałeś co mówił Lider? Podobno ta mała może kontrolować demony lepiej i szybciej od niego, to prawdziwy unikat... - oznajmił w odpowiedzi Kakazu i założył ręce na torsie, tak jak jego towarzysz. Teraz obydwoje patrzyli na nią w mniej więcej takich samych pozycjach. Dziewczynę porządnie to irytowało, jakby była jakimś zwierzęciem w zoo. Nie pisnęła jednak ani słowem, to było niepotrzebne. Miała wrażenie, że oni doskonale zdają sobie sprawę z jej stanu ducha. No, może ewentualnie byli pewni, że jest przerażona. To po części też było prawdą. Była by po prostu wariatką, gdyby tak nie było.
Więc jednak już wiedzą, przemknęło jej przez myśl.
Skrzywiła się znacznie.
Skrzywiła się znacznie.
- Ciekawe ile Zangei dałby mi za jej głowę - mruknął Kakazu nieco rozmarzonym tonem. Kaylyn drgnęła i wlepiła w niego spojrzenie niebieskich oczu.
Zangei? Powtórzyła w myślach z niedowierzaniem. Ten Zangei? Łowca głów?
Teraz przynajmniej wiedziała skąd mogłaby znać tego członka Akatsuki. On za to zdawał się jej nie kojarzyć. Nie wiedziała, czy się z tego powodu cieszyć.
Sasori, jak nazwał go jego wyższy towarzysz, prychnął cicho i przewrócił oczami.
- Czy lider czasem nie kazał ci jej przyprowadzić? - zapytał i wstał z krzesła następnie odsuwając je nogą na bok. Podszedł powoli do krat z pękiem kluczy nadal trzymanym w jednej dłoni. Drugi ninja poszedł w jego ślady nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Zupełnie jakby spodziewał się, że ta rzuci się na nich gdy tylko otworzą to małe, prywatne więzienie. Prychnęła w myślach. W tym momencie za bardzo obawiała się o swój tyłek żeby wpaść na tak durny pomysł. Chociaż oczywiście ta myśl zaświtała w jej umyśle niczym żarówka na kilka króciutkich sekund. Jednak kiedy Sasori otworzył cele, ona stała nadal w miejscu, ciasno przylegając plecami do zimnej ściany.
Zaraz, zaraz, jaki lider? Przemknęło jej przez myśl i w tym samym momencie otworzyła szerzej oczy. Co prawda, domyślała się, że ta organizacja - jak każda - ma swojego przywódcę, szefa. Nawet wiedziała o kim mowa. Jednak fakt, że właśnie miała udać się przed jego oblicze był niemal jak grom z jasnego nieba. Wcześniej po prostu o tym nie myślała.
- Co jest, mała? Strach cię nagle obleciał? - zapytał Kakazu wchodząc do celi.
Jeszcze jak...
Kaylyn spojrzała na niego nieco nieprzytomnie, jednak nadal nie odpowiadała, co spotkało się z cichym, pełnym irytacji westchnieniem mężczyzny. Podszedł do niej energicznym krokiem i złapał za rękę cmokając z niesmakiem.
- Ruszaj się, nie mam czasu na takie zabawy - mruknął chłodno. Dopiero teraz Kaylyn zdała sobie w pełni sprawę z tego, że to już nie zabawa. Ci dranie byli jak najbardziej prawdziwi i właśnie miała trafić przed biurko tego najgorszego. No, pomijając Uchihę, który jako jej byłby zabójca wydawał się, przynajmniej kiedyś, jeszcze gorszy.
Kaylyn, która nagle odnalazła w sobie dziwną energię, wyszarpnęła w panice rękę. Chciała się też odsunąć, ale mężczyzna nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Złapał ją za ramiona i ścisnął mocno. Dziewczyna syknęła i spojrzała na jego twarz ze złością.
- Uspokój się, bo pobawimy się inaczej - warknął, jeszcze raz ścisnął jej ramiona i niemal wypchnął z celi. Zdezorientowana Kaylyn potknęła się o własne nogi i upadłaby, gdyby w porę nie utrzymała równowagi. Zaklęła cicho pod nosem i dopiero wtedy zwróciła uwagę na swoje dłonie. Brudne, oblepione błotem i krwią. Więc jednak nadal wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. To było co najmniej niekomfortowe, w tym wypadku jednak wcale się tym nie przejęła. To nie była jej wina, że tak wyglądała. No zgoda, może jednak była, ale nie zrobiła nic świadomie, by tak wyglądać.
Kakazu, który znalazł się zaraz za nią popchnął ją lekko, aczkolwiek pewnym ruchem dłoni. Dziewczyna syknęła i posłała mu przez ramię kolejne, wściekłe spojrzenie, z którego on nic sobie nie zrobił. Kiwną jej głową wskazując, że ma iść prosto, po schodach w górę.
Z tyłu dobiegło ich ciche westchnienie.
- Znowu trzeba będzie sprzątać gabinet lidera - mruknął Sasori głosem przepełnionym szczerą rezygnacją. Kakazu niechętnie przyznał mu cicho rację. Kaylyn za to zdawała się być zadowolona. Świadczył o tym blady uśmiech, który wkradł się na jej usta. Na myśl o zabłoceniu gabinetu tego całego lidera przepełniała ją pewnego rodzaju radość. Na razie tylko tak mogła się mu odpłacić za takie traktowanie.
- To przecież jego problem - wymamrotała zanim zdążyła ugryźć się w język. Idący za nią Kakazu westchnął tak, jak wcześniej jego towarzysz.
- Tak się składa, że tutaj się mylisz - mruknął i znów popchnął ją, tym razem kierując do korytarza na prawo. Tutaj, tak jak w celi, jedynym źródłem światła były żarówki. Korytarz był wykonany po części z kamienia, jak lochy, a po części z jakiejś innej skały. Cóż, najwyraźniej znajdowali się pod ziemią. Było nieco duszno, ale może tylko jej się tak zdawało z nerwów. Co prawda Kaylyn starała się być jak najbardziej spokojna i posłuszna, co było poniekąd wbrew jej naturze, ale zdawało jej się, że długo tak nie wytrzyma. Jak można być spokojnym w takiej sytuacji?
Najpierw skopują ci tyłek w jakimś więzieniu. Uciekasz, ale wcale nie jest lepiej, bo śledzi cię dwójka piekielnie silnych shinobi należących do jednej z najpotężniejszych organizacji, jakie ten świat widział, w dodatku jednym z jej członków okazuje się być koleś, który zabił cię kilka lat wcześniej. Masz zamiar walczyć, ale to na nic, bo opadasz z sił, a kiedy przychodzi czas na wykład o tym, jak bardzo go nienawidzisz, ty padasz mu w ramionach skomląc żałośnie. Kiedy budzisz się po jakimś czasie okazuje się, że znów gnijesz w jakiejś celi, a jakby było mało, pilnuje cię jakiś ninja, kolejny członek tej organizacji. Ale nie, spokojnie! To nie koniec, bo już po chwili przychodzi drugi, który wyraźnie wykazuje chęci do sprzedania cię łowcy głów, dla którego ty sama wcześniej pracowałaś. Okazuje się jednak, że lider tej hołoty wie o twoich umiejętnościach i następnie już jesteś do niego prowadzona. Do tego wyglądasz jakby cię ktoś zjadł, przeżuł, a następnie wypluł.
To jakiś zasrany teatrzyk, przemknęło jej przez myśl. Jak w takiej sytuacji można zachować spokój? No jak?
Kaylyn rozejrzała się dyskretnie. Szli korytarzem już jakiś czas. Po obu jego stronach znajdowały się drewniane drzwi, każde z nich miały swój numerek. Dziewczyna uniosła brew w akcie niedowierzania, ale nie skomentowała tego jednak. Przed nimi ukazały się schody w dół, a potem rozwidlenie korytarzy. Kakazu wskazał przejście po lewej stronie, więc posłusznie ruszyła przed siebie.
Cisza jaka między nimi panowała była nieznośna, ale Kaylyn dziękowała za nią Bogu. Wolała to niż idiotyczne przesłuchanie.
Na końcu krótkiego korytarza znajdowały się kolejne drzwi, tym razem większe, o wiele. Dziewczyna musiała unieść głowę żeby móc omieść wzrokiem wyryty w nich obraz. Była to para wielkich oczu na tle wschodzącego słońca. Z wrażenia przystanęła mrużąc oczy. Ta, przedstawiona na drzwiach, sytuacja na pewno miała swoje znaczenie, tylko... Jakie?
Kakazu podszedł do 'wrót' i zapukał cztery razy. Po korytarzu rozniosło się dziwne echo. Kaylyn skrzywiła się nieznacznie i nadstawiła uszu. Z pomieszczenia dochodziły dźwięki świadczące o tym, że ktoś się poruszył, najprawdopodobniej odsunął przy tym krzesło.
- Wejść. - Głos z za drzwi był pewny, władczy, a do tego pozbawiony jakichkolwiek emocji i...
Cóż, nieco przerażający.
Do tego stopnia, że dziewczyna odruchowo jakby skurczyła się w sobie. Kiedy Kakazu pchnął drewno, wcześniej oczywiście naciskając klamkę, jej oczom ukazało się ciemne, wyjątkowo mało zachęcające pomieszczenie. Na lewo od wejścia, niemal na środku ściany, znajdowały się kolejne drzwi, dalej od nich stały regały wypełnione książkami i zwojami. Na przeciwległej do wejścia ścianie wisiały dwie, długie bordowe kotary, a za nimi zapewne okno, dalej na prawo wisiał jakiś obraz. Na kolejnej ścianie umieszczone były małe monitory, z czego każdy przedstawiał albo jakieś pomieszczenia, albo korytarze. Przed nimi stało biurko zawalone jakimiś papierami. Za biurkiem stał obrotowy, czarny fotel z wysokim oparciem, a przed biurkiem stała czarna, zapewne skórzana kanapa i kilka foteli z tego samego materiału.
Kaylyn uważnie przyjrzała się każdemu meblowi, chłonęła szczegóły jak komputer. Jakby miało jej to w czymś pomóc.
- No dalej... - Po kilku sekundach zniecierpliwiony Kakazu wepchnął ją do pomieszczenia i zatrzasnął za nią drzwi. Sam oczywiście został na korytarzu, skąd już po chwili dobiegł ją odgłos kroków. Dziewczyna przełknęła ślinę i zamrugała. Jej dłonie stały się lodowate w nerwowej reakcji. Pomieszczenie sprawiało wrażenie, jakby nikogo oprócz niej nie było w środku. Jednak Kaylyn wyraźnie wyczuwała czyjąś obecność, czyjąś ogromną energię. Była gwałtowna, silna, jednak jednocześnie sprawiała wrażenie podporządkowanej. Taką samą spotykała przy niektórych, słabszych demonach. W przypadku człowieka mówiła o olbrzymim potencjale jej posiadacza.
Dziewczyna zacisnęła pięści. Nie lubiła takich gierek. Bała się, była poirytowana, podenerwowana, a do tego głodna i zmęczona. To wcale nie było zabawne.
Jak na zawołanie fotel za biurkiem obrócił się z cichym skrzypnięciem. Kaylyn zatrzymała na nim wzrok i wstrzymała oddech. Przez światło z monitorów za fotelem, postać na nim siedząca wydawała się niemal czarna. Dziewczyna zmrużyła nieco oczy i pochyliła się do przodu z nadzieją, że to coś da. Ale tak się nie stało. Mogła jedynie wywnioskować, że to mężczyzna (po głosie), który opiera ramiona na oparciach mebla. Po chwili jednak postać wydała z siebie ciche prychnięcie.
- Twój strach jest niemal namacalny... - odezwał się wreszcie tym samym władczym, niewzruszonym tonem co wcześniej. W tym momencie powieki mężczyzny uchyliły się, a oczom Kaylyn ukazał się Rinnegan, ten, o którym opowiadano jej kiedyś legendy.
O kurwa... Mam przesrane, pomyślała z przerażeniem. I to jak, odpowiedział jej wewnętrzny głos, przepełniony w tym momencie niezrozumiałą nutą rozbawienia. Dziewczyna chciała się cofnąć. Strach jednak dostatecznie ją sparaliżował. Dokładnie po sekundzie Kaylyn poczuła jak tajemnicza, potężna energia napiera na jej umysł zmuszając ją by padła na kolana.
Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeść! Jak tam zycie mija? Kiedy nowy rozdział? Ten jest dodany 18 stycznie a jest już 30! Właściwie to ja tu wpadłam z twojego poprzedniego bloga! A propos poprzedniego bloga. Link, który tam dodałaś nie działa. W nim są tylko dwa myśliniki, gdzie przy prawdziwym adresie są cztery. Tak tylko piszę. No ale przejdźmy do nastepnych i oststnich rozdziałów. Dopiero teraz je przeczytałam, ale jestem tak starsznie zadowolona, że znalazłam tego bloga, że nie wiem! Dziewczyno, błagam cie dodaj następny rozdział! Ja tu psychchicznie nie wytzrymam! Ta hostoria jest tak wciągająca, ze mam ochotę tylko i wyłacznie ją czytać! I nie mogę sie doczekać nexta i jestem przerażona, ze tak dawno nie było nowej notki! Pisz ją! Ja będę to komentować, bo mi sie podobać!
OdpowiedzUsuń- Ona zawsze tak mówi, a później nic z tego nie wychodzi!
- Nieprawda! Komentuje to tylko jak mam czas, czyli jak nie mam czasu na tygodniu to omentuje w weekend!
- Ale nie na czas!
- Zamknij się!
- Co zamknij się? Sama taka jesteś!
- Pff.
Emm... tak więc poznałaś już moją genialna druga świadomość! Spokojnie ona nadal zadziwia mnie swoją głupotą!
- Przepraszam jak można sie potknąć na prostej nawierzchni?
- No... em... najwyraźniej można!
- Ekh. Ja tu prubuje pisać komentarz!
- I tak będzie krótki, jak nie wiem!
- Pff.
No, ale rozdział to jest wspaniały, genialny, boski... mogłabym tak wymieniac i wymieniać! Nasza bohatreka wstała z martwych? Jupi! Ciekawie! Mam nadzieję, ze ona i Itachi będę razem! I prosze o nasteny rozdział! Ciekawe czy Pain będzie chciał ja w oragnizacji by pieczętowała demony? Nie wiem. Oh, a może ona będzie miała najpierw trening z Itachim? No coż czekam na nastepny rozdział!
PS. Jakbyś chciała wpaść to zapraszam do siebie www.ritsu-no-basuke.blogspot.com
PPS. Bardzo ładny szablon!
Witam :)
OdpowiedzUsuńNa http://de--facto.blogspot.com/ pojawiła się już reklama Twojego bloga.
Prywatnie dodam, że opowiadanie bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam.
Cześć! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Szczegóły na blogu www.ritsu-no-basuke.blogspot.com!
OdpowiedzUsuń